W powszechnym przekonaniu dzieci nieszczepione stanowią zagrożenie dla tych szczepionych. Rodzice nie chcą puszczać dzieci do jednego przedszkola czy jednej szkoły z tymi nieszczepionymi (na szczęście jeszcze powszechna edukacja nie wymaga zaświadczenia o szczepieniach, choć nie wiem, czy jest akurat tak bardzo gdzie się pchać). Czego jednak mają bać się te szczepione jeśli są podobno uodpornione?

Kolejny argument jest taki, że te nieszczepione dzieci z powodu widzimisię swoich rodziców mogą stanowić zagrożenie dla dzieci, które z przyczyn zdrowotnych nie mogą być szczepione. Generalnie każdy kto nie szczepi – robi to właśnie z przyczyn zdrowotnych – ale niektóre dzieci szczególnie z problemami neurologicznymi mogą mieć to na papierze od lekarza, a inne będące okazem zdrowia niestety na taki dokument nie zasługują i każdy lekarz chętnie im tę naturalną odporność szczepionką właśnie popsuje.

Paradoksalnie może być zupełnie odwrotnie i to dzieci nieszczepione powinny bać się tych szczepionych. I są na to dowody – na przykład w przypadku odry.

Niedawne badania ujawniają, że osoba szczepiona może nie tylko sama zachorować na odrę, ale jeszcze zarazić nią inne osoby, które również były szczepione jak również te które szczepione nie były. Jaki jest więc sens immunizacji?

A nadrzędny argument propagatorów szczepień na odrę, świnkę i różyczkę (czyli tzw. MMR – Measles, Mump, Rubella)? A taki, że szczepienie to po otrzymaniu dwóch dawek zapewnia 99% odporność na odrę. Jest to jednak sprzeczne z dowodami epidemiologicznymi i klinicznymi.

Czy pamiętacie jakiś czas temu słynną nagonkę na nieszczepione dzieci po wybuchu epidemii odry w Disneylandzie? Że to wszystko ich wina. W istocie rzeczy 18% przypadków odry wystąpiło u osób, które były szczepione. Jak więc ma się to do 99% skuteczności szczepionki?

Ze szczepionką MMR wiążą się także inne problemy. Po pierwsze, stanowi poważne zagrożenie dla zdrowia – wiąże się między innymi ze wzrostem ryzyka autyzmu, co zostało skrzętnie zatajone przez CDC, ale znalazł się jeden odważny człowiek, który to ujawnił. Po drugie, szczepionka MMR nie tylko nie zapewnia odporności, ale wręcz osoby, które przyjęły dwie dawki szczepionki MMR mogą zarażać innych. Ale to już nie jest tak nagłaśniane jak epidemia w Disneylandzie.

W 2014 roku w czasopiśmie Clinical Infectious Diseases opublikowane zostało przełomowe badanie naukowców z Biura Szczepień, New York City Department of Health and Mental Hygiene oraz z National Center for Immunization and Respiratory Diseases oraz z Centers for Disease Control and Prevention – czyli generalnie naukowców głównego nurtu, którzy z zasady nie krytykują szczepień. Przyjrzeli się oni epidemii odry w Nowym Yorku, która wybuchła w 2011. I co się okazało? Osoby zaszczepione chorowały i co gorsze zarażały innych (była to tak zwana wtórna transmisja).

Do tej pory znane były przypadki zachorowań na odrę wśród szczepionych, ale nie zostało nigdy udokumentowane, że osoba szczepiona może zarazić odrą innych ludzi.

Naukowcy skupili się na przeanalizowania epidemii odry w Nowym Jorku a szczególnie na jednym interesującym przypadku i odkryli, że:

„Z 88 kontaktów potwierdzono cztery przypadki wtórnej transmisji. Osoby te otrzymały dwie dawki szczepionki lub wykazywały przeciwciała IgG przeciwko odrze. W każdym z tych czterech przypadków potwierdzono zachorowanie na odrę, symptomy charakterystyczne dla odry, i wysoką awidność przeciwciał IgG typową dla wtórnej odpowiedzi immunologicznej.”

A więc jaki wniosek:

Dwukrotnie zaszczepiona osoba zaraziła cztery osoby, z których dwie również otrzymały wcześniej podwójne dawki szczepionki i miały przeciwciała przeciwko odrze.

Zjawisko to – szczepionka MMR powodująca zarażenie wirusem inne szczepione osoby – zostało zignorowane przez służbę zdrowia i media. A dane te tylko potwierdzają, że podczas epidemii w Disneylandzie osoby szczepione chorowały lub też zarażały inne szczepione i nieszczepione osoby.

Paradoks jest jednak taki, że winą za epidemię obciąża się tych którzy się nie szczepią, a nie szczepionkę samą w sobie, która okazuje się być nieskuteczna i na dodatek prowadzi jeszcze do wtórnej transmisji choroby. W rzeczywistości przypadki epidemii odry mają miejsce od lat wśród 99% zaszczepionej populacji.

Morałem opowieści jest to, że nie można obwiniać rodziców, którzy nie szczepią swoich dzieci, o zachorowalność i śmiertelność chorób zakaźnych, gdy szczepienie nie zapewnia odporności i nie chroni osób zaszczepionych przed zakażaniem innych.

Zamiast tego oczywiście gdy tylko usłyszy się w mediach o przypadku odry (co najczęściej podkręcane jest zawsze do miana epidemii) to natychmiast idzie to w parze z informacją jak wiele osób teraz się nie szczepi i to one są obwiniane ze ten stan rzeczy.

Nie dajcie więc sobie mydlić oczu.

DISCLAIMER:

Moje artykuły to osobiste przemyślenia na temat szeroko pojętej tematyki zdrowotnej na bazie informacji z jak najlepiej wybranych źródeł oraz własnego doświadczenia. Nie zastępują profesjonalnej porady lekarskiej. Pamiętaj – o swoim zdrowiu i zdrowiu swoich dzieci decydujesz Ty sam.

Źródła:

http://www.greenmedinfo.com/blog/disney-measles-outbreak-mousetrap-ignorance

http://www.greenmedinfo.com/anti-therapeutic-action/vaccination-mumps-measles-rubella-mmr

http://www.greenmedinfo.com/blog/2013-measles-outbreak-failing-vaccine-not-failure-vaccinate1

http://www.sciencemag.org/news/2014/04/measles-outbreak-traced-fully-vaccinated-patient-first-time

https://academic.oup.com/cid/article/58/9/1205/2895266/Outbreak-of-Measles-Among-Persons-With-Prior

Komentarze (22)

  1. Wciąż nie rozumiem po co szczepić na choroby uleczalne. Rozumiem że wiele chorób jest niebezpiecznych, ale w dobie dzisiejszej medycyny, wszystkie te, na które szczepimy dzieci, są wyleczalne. Kwestia obserwacji dziecka i brania odpowiedzialności za nie gdy jest chore, zamiast faszerować antybiotykami i puszczać do przedszkola. Kasa i spychologia się liczą, a niby wszyscy tak o swoje dzieci dbają….

    1. Ja też nie rozumiem. Chyba tylko dlatego, że na nieuleczalne szczepionek po prostu nie wymyślili i wcale nie chcą wymyślić, bo choroby nieuleczalne a najlepiej jeszcze przewlekłe – są najbardziej dochodowe dla koncernów farmaceutycznych.
      A druga kwestia – jeszcze, żeby te szczepienia coś dawały i faktycznie chroniły przed chorobą. Niestety nawet tego nie dają. Ale za to oferują ciekawy zestaw adjuwantów i fantastycznych dodatków typu aluminium, rtęć czy polisorbat 80. Faktycznie na zdrowie.
      Wszyscy dbają o dzieci zazwyczaj właśnie tak jak wszyscy.
      A czy Twoje zdrowo odżywione dziecko czasem choruje? I jak je wtedy leczysz?

    2. Jezu jaki rak, na głupotę to niestety szczepień nie ma, skończyłem czytać na tym (…) o disneylandzie i zachorowaniach na odrę.
      Nie wiem pan, czy pani, nie chcę mi się nawet sprawdzać jakiej płci przedstawiciel te bzdury wypisuje bo to i tak nie ma znaczenia.
      Ale najpierw zanim zaczniesz artykuły pisać to się może doucz w ogóle o czym jest rzecz, nieszczepione dzieci nie są zagrożeniem dlatego że bezpośrednio przenoszą chorobę na szczepione!
      Szczepionki oczywiście że działają ale czy ty w ogóle (….) masz pojęcie czym są bakterie i wirusy? Słyszał kiedyś o tym że wirus mutuje??
      No więc słuchaj nieuku, w organiźmie dziecka nieszczepionego (lub żeby być na siłę obiektywnym również w tym niewielkim procencie dzieci szczepionych – bo wiadomo że 100% skuteczności nie ma) wirus/bakteria żyje sobie jak w koszarach, mutuje dostosowując się co raz bardziej do reakcji obronnych organizmu.

      Prawdziwym problemem jest to że nieszczepione dzieci to inkubatory dla wirusa!!! Dające mu miejsce do mutacji a więc również do tworzenia nowych szczepów na które jeszcze nie ma szczepionki albo, uwaga, leków! To jest prawdziwe zagrożenie, to powoduje że wirusy i bakterie ktore mógły by być doszczetnie wybite jak smallpox czy polio nie tylko będą dalej groziły epidemią ale też rozwijały coraz trudniejsze w leczenie i opanowaniu szczepy!!

      1. O dobrze, że ktoś ma inne zdanie. Zalążek do prawdziwej dyskusji. Lekko zmoderowałam, bo brzydkie słowa są brzydkie i przez szacunek dla moich czytelników nie chcę ich na tę brzydotę narażać. Nie słyszałeś widzę o czymś takim jak naturalna odporność organizmu. Mutacja wirusów – owszem, nakręcana głównie przez przemysł farmaceutyczny. Nowe szczepionki, nowe antybiotyki, a wirusy i tak są sprytniejsze od nas. A o polio poszczepiennym czytałeś? O przypadkach paraliżu dziecięcego w Indiach? Nie, to poczytaj coś więcej zanim będziesz się wypowiadał na tematy o których pojęcia nie masz.

  2. Hm, ale jednak w tym Disneylandzie zachorowało tylko 18% szczepionych, czyli rozumiem, że reszta chorujących (82%) było nieszczepionych? Czyli szczepienie zmniejsza prawdopodobieństwo zachorowania?

    1. Tak, zmniejsza. Ale jakim kosztem? Nie wiem czy warto wstrzykiwać sobie wirusa i szkodliwe substancje jeśli skuteczność takiej szczepionki jest kiepska. Bo gdyby to było 1-2 % to jeszcze ok. Ale 18% – to bardzo dużo. No i jeszcze mówienie, że szczepienia eliminują choroby jest w tym przypadku również nadużyciem – bo szczepieni zarażają innych i to właśnie oni są zazwyczaj źródłem choroby. Bez szczepień – wirus odry dawno pewnie by wyginął.
      Poza tym odra jest najzwyklejszą zakaźną chorobą, na którą nie trzeba wcale się szczepić, a wręcz przechorowanie jej w dzieciństwie chroni później przed poważniejszymi chorobami.

  3. Mam dylemat czy nieszczepione dziecko możne uczęszczać do żłobka lub przedzkola, czy jednak powinno unikać tego typu placówek… ? Zwłaszcza żal byłoby mi rezygnować z przedzkola, a z drugiej strony ryzyko chorób… hmm… Ciekawa jestem jak się na to zapatrujesz Noemi ? Czy sama planujesz dzieci wysyłać do przedszkola/żłobka czy jednak dla bezpieczeństwa wolisz w tym okresie wyłącznie sama zajmować się dziećmi ?

    1. Po pierwsze nieszczepione dzieci mają znacznie lepszą odporność nie zniszczoną szczepionkami. A jeśli już dziecko chwyci jakąś chorobę wieku dziecięcego (świnka, odra, różyczka) to będzie to miało tylko lepszy wpływ na jego zdrowie w przyszłości. Poza tym dzieci szczepione też chorują. Jestem na etapie poszukiwania teraz dobrego przedszkola, ale nie jest to łatwe bo jestem bardzo wymagająca 🙂

  4. Witaj Noemi, przede wszystkim dziekuje Ci za to, ze poruszasz i wyjasniasz takie trudne i wazne tematy jak ten 🙂

  5. ja sie zdecyduje na przedszkole lesne. Bo nie wyobrazam sobie mojego dziecka siedzacego w dusznej salce z 25 innymi dziecmi i wychodzacego na dwor tylko na godzine-dwie dziennie. Mam w domu jeszcze niemowlaka i nie chce, zeby przedszkolak przynosil mi do domu choroby z przedszkola 😉 W przedszkolu lesnym jest niewielka grupka dzieci, ktora praktyczznie caly czas przebywa na powietrzu. Nie ma nic lepszego dla odpornosci dziecka 🙂

    1. To przedszkole leśne to pewnie masz w Warszawie? a może gdzieś indziej? To cudowny pomysł, gdyby w mojej okolicy takie było, natychmiast bym tam Marcela posłała. Czyli widzę, że masz dokładnie taką samą sytuację jak ja – też niemowlak w domu. I też właśnie najbardziej boję się tych chorób przynoszonych z przedszkola. Wprawdzie dbam o odporność dziecka, ale przed pewnymi chorobami trudno się uchronić. No i jeszcze pozostaje kwestia jedzenia – co w tym przedszkolu będą dawać dzieciom.

  6. Jest więcej tych przedszkoli, sporo też jest w planach. Na FB jest strona Instytut Przedszkoli Leśnych i tam mozna poczytac wiecej 🙂

  7. Ale wam dobrze ze mieszkacie w Polsce i macie takie fajne opcje z przedszkolem. Ja mieszkam w Irlandii gdzie przedszkola maja monopol bo nie ma zadnych doplat od panstwa wiec nie ma czegos takiego jak prywatne przedszkole i publiczne, wszystkie odwalaja te sama masowke. Dlatego bardzo dobrze sie sprawdza instytucja tzw childminder czyli opekunki z kwalifikacjami ktora przyjmuje dzieci u siebie w domu, ma do tego odpowiedznio zaadaptowane pomieszczenie i sprzety no i liczba dzieci nie moze przekroczyc 6, wliczajac w to wlasne dzici jesli ma. Moj dwulatek chodzil do jednej ktora byla przeswietna, z Indii, wegetarianka, ja sama donosilam jedzenie ale o na to co gotowala to moj kevin i tak zjadal ze smakiem rozne curry, placji z soczewicy itd. Niestety z roznych jej prywatnych powodow musiala nagle zakonczyc kontrakt i teraz mam nowa (zlobki mnie znowu zniecheciuly, widzialam ich tygodniowe menu, owszem jest opcja wegetarianska ale juz na pewno nie organic, no i ta olbrzymia cena ktora trzeba placic miesiecznie caly czas, nawet jak dziecko jest chore czy na wakacjach). Ta moja opiekunka nowa tez jest fajna, ma dwie wlasne corki 6 i 10 lat, dwoje dzieci w wieku przedskzolnym 4 lata ktore chodza wlasnie do przedszkola na 3 godz dziennie (bezplatne 3 godz ktore funduje panstwo dzieciom od 3 lat) noi jest 2,5 letni kevin i inna dziewczynka dwuletnia. Duzo sie tam od nich uczy, wychowuje sie jak w duzej rodzinie, ida razem odebrac dziewczynki ze szkoly, zawoza przedszkolakow do ich pszedszkoli pobliskich, to znowu do sklepu ida po brakujace produkty, razem gotuja (niestety irlandczycy nie przejmuja sie za bardzo dieta, wiec robia domowa pizze czy paste, ale jai tak donosze moje wlasnie jedzenie i Kevin pewnych rzeczy przy mnie nie zje a z opiekunka zje, wiec przynajmniej tam nie prosi o slodycze jak u mnie w domu, czyli jeszcze lepiej). Jedyna rzecz to…zalapal przeziebienie, generalnie rzadko choruje. moglo to byc spowodowane tym ze tam u tej opiekunki wszyscy troche pokaslywali, dziewczynki psikaja itd, no i nagle zrobilo sie bardzo zimno a ja musialam z ga na wozku wiezc bo nie mam prawa jazdy przez 20 min w obie strony pare razy, juz z teog prawie wyszedl domowymi sposobami, ale…tej nocy i poprzedniej po raz pierwszy uslyszalam ze zgrzyta zebami!! Pomyslalam od razu o pasozytach…opiekunka ma tez dwa kroliki w ogrodzie (ktore dzieci dokarmiaja), rybki i psa (ktorego nie maja prawa dotknac i jest on glownie na zewnatrz chyba ze leje). Noemi, czy myslisz ze to pasozyty czy moze reakcja na nowe otoczenie? Powiem ze adaptacje przebiegla lagodnie, wzielam dwa tygodnie ulropu i powoli go przyzwyczajalam wlasnie zeby jak najmniej stresu bylo i on jest tam bardzo szczesliwy..zastanawiam sie czy wlasnie nowe zabawki i kontakt z dziecmi ktore juz chodza do szkol i przedszkoli i ktore same zgrzytaja zebami (wiem od opiekunki) oznacza ze kevin mogl sie zarazic pasozytami? nie wiem czy powinnam od razu atakowac czy poczekac i poobserwowac…mimo to wiem ze w przedszkolu pod tym wzgledem byloby znacznie gorzej wiec nie zmienie opiekunki.

    1. Hej Agnieszko, ale ta opcja z małymi prywatnymi „przedszkolami” u opiekunki w domu jest super. Szkoda, że czegoś takiego w Polsce nie ma. Ja sprawdziłabym czy nie ma pasożytów. To nie jest jednoznaczne, że złapał je w tym przedszkolu. Wszyscy mamy pasożyty tylko nie wszyscy o tym wiemy. Choroby przy kontakcie z innymi dziećmi to niestety największa bolączka. Dobrze, że udało się z tego wyjść domowymi sposobami. Musisz popracować nad odpornością Kevina na przyszłość. Zdrówka <3

  8. Wlasnie mi sie wydawalo ze Kevin jest odporny, jesli juz cos lapie to w dwa dni mu przechodzi, bez zadnych lekow (niestety raz dostal antybiotyk jak mial 6 miesiecy, ale tak sie balam wtedy jak lekarz powiedzial zapaleni krtani i czerowne uszy ze posluchalam..za malo wiedzialam wtedy), ale od tamtej pory tylko katary kilka razy,czasem dwudniowy kaszel. syn ciagle jest karmiony piersia. szczepiony byl tylko raz jak mial 12 tyg, bo dopiero sie douczalam, potem nic. rozwija sie bardzo dobrze. chociaz jest high need baby od urodzenia (nie dla mnie niestety Twoje rady o odkladaniu dziecku do lozeczka, gdzie on nigdy nie chcial spac tylko od malego wisial na pierso i nie dal sie odlozyc…ale znow malo wiedzialam i mialam male wsparcie przy kp, a byc moze to byla kwestia problemow z jezykiem czy wargami o ktoych pisalas, nic to juz przeszlosc a synek wyrosl na silnego i zdrowego chlopca) . Tak mysle ze tym razem zalapal cos bo za lekko go ubralam, tak mysle, mial takie zimne rece jak dojechalismy a nie chcial zebym go przykryla 🙁 no i mimo ze generalnie zdrowo je to codziennie od swojego tatu musi podjesc jakiegos herbatnika czy ciastko. Musi tez te swoja odpornosc jakos uksztaltowac, tak mysle, co zajmie trohe czasu, zwlaszcza w tak mlodym wieku, tak sie pocieszam…bo sa dzieci w jego wieku co dostaja co miesiac jakis anytbiotyk bo lapia cos w przedszkolu..wiec chociaz tyle. Pasozytow nie mam jak zbadac tutaj. Pewnie trzeba bedzie profilaktycznie Vernikabon albo Paraprotex albo cos podawac bo strasznie sie boje chemicznych lekow.

    1. Super że tak pięknie i świadomie dbasz o dziecko.
      Jak tylko katarki, z których szybko wychodzi to faktycznie jest dobrze.
      Nie martw się o antybiotyk jak miał 6 miesięcy – z tak małym dzieckiem trzeba zadziałać czasem bardzo silnie, żeby nie rozwinęła się poważniejsza choroba. Antybiotyki też są dla ludzi, ale oczywiście nie na każdą chorobę i nie co miesiąc.
      Wychłodzenie organizmu jest najgorsze. Potem szybko trzeba się ogrzać, najlepiej ciepłym kakao – do blendera wrzucasz garść migdałów (bez skórki) lub nerkowców, dodajesz 4 daktyle, dwie łyżeczki surowego kakao, ciepłą wodę i szczyptę soli – blendujesz wszystko na gładki napój, jak nie wychodzi taki gładki to można przecedzić przez gazę. Cudownie rozgrzewający i odżywczy z super dawką minerałów i witamin.
      Nie wierzę że w Irlandii nie ma miejsc gdzie wykonują biorezonans i badanie pasożytów. Profilaktycznie żadnej chemii bym nie podawała. Poszukaj w sieci, na pewno coś uda Ci się znaleźć.
      Ściskam i zdrówka!

  9. Jest na świecie jeszcze coś takiego, jak sumienie. Zastanawiam się, czy autorka tych bzdur miewa wyrzuty sumienia. Sianie wyssanych z palca bzdetów powinno być karane. Jak odniesiesz się do faktu, iż w związku z falą nieszczepienia dzieci wzrasta liczba zachorowań na groźne choroby? Mało tego, te powoli odchodzące w niepamięć, powracają. Ruchy antyszczepionkowe- głupota i bezkarne ciągnięcie innych w dół….

    1. Tak…sumienie. Sumienie koncernów farmaceutycznych i całego świata medycznego, żeby wstrzykiwać niemowlętom rtęć i aluminium i mówić, że to zdrowe i niezbędne…
      W związku z falą szczepień wzrasta fala chorób, jakich jeszcze nigdy nie mieliśmy. Owszem nie ma może polio (ale jest plaga polio poszczepiennego – poczytaj, co się dzieje w Indiach), nie ma może za wiele przypadków ospy i odry – ale są poważne nowotwory u dzieci, u niemowląt. Nie ma tak często gruźlicy, ale za to są choroby przewlekłe zaczynające się właśnie od pierwszych szczepień. Już nie mówiąc o NOP.
      Nie jestem w żadnym ruchu antyszczepionkowym. Uważam tylko, że jeśli państwo każe rodzicom szczepić dzieci, to musi zapewnić 100% bezpieczeństwo szczepionek, w pełni sprawdzony skład nieingerujący w zdrowy organizm.
      I jeszcze ostatnie – bo szkoda Twojego i mojego czasu na wchodzenie w dalszą dyskusję, nadajemy na innych falach i nie zamierzam przekonywać Cię do moich racji – są całe rzesze rodziców, którzy byli za szczepieniami, byli proszczepionkowi, wierzyli i ufali systemowi. Nagle jednak okazało się, że ich dziecko doznało bardzo poważnego NOPa. Jestem pewne, że woleliby przechorować ospę czy różyczkę, a nawet pneumokokowe zapalenie płuc niż mieć dziecko upośledzone na całe życie. Perspektywa się zmienia. Otwórz umysł. Nie krytykuj ślepo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zamknij
Zamknij
Zaloguj się
Zamknij
Koszyk (0)

Brak produktów w koszyku. Brak produktów w koszyku.